Medytacja – mimo iż z biegiem czasu coraz bardziej zyskuje na popularności – dla wielu z nas wciąż pozostaje czymś tajemniczym i egzotycznym. Najczęściej dzieje się tak za sprawą wciąż pokutujących wśród nas błędnych przekonań na temat tego, czym w istocie jest medytacja i w jaki sposób powinniśmy do niej podchodzić. Często kojarzy się nam ona z postacią wychudzonego indyjskiego ascety, siedzącego w nienaturalnie powykręcanej pozycji nad brzegiem Gangesu.
Albo – przykład bliższy naszej codzienności – medytowanie kojarzy nam się z rezygnowaniem na siłę ze wszystkich przyjemności życia tylko po to, żeby móc w towarzystwie, w świecie lub we własnych oczach uchodzić za osobę nieco bardziej świętą i pozbawioną wszelkich skaz. Kojarzy nam się z bezbrzeżną frustracją i niemocą, spowodowaną nadmiernie ascetycznymi ciągotami wielu jej adeptów.
Nie zawsze są to skojarzenia świadome. Może być tak, że w swoim życiu spotkaliśmy kilka takich osób, które epatowały na wszystkie strony świata uprawianym rodzajem duchowości, podczas gdy po spędzeniu z nimi dłuższej chwili orientowaliśmy się, że wcale nie są one tak szczęśliwe, za jakie uchodzą w swoich własnych oczach. Dodatkowo często zdarza się, że same siebie więżą one w coraz ciaśniejszej klatce niezgodnych ze swoją naturą wyrzeczeń, którą pokrętnie nazwali rozwojem duchowym – i zachęcają wszystkich dokoła, żeby poszli w ich ślady.
Czym więc jest medytacja i jak ustrzec się przed zabrnięciem w ślepy zaułek, robiąc swoje pierwsze kroki na drodze rozwoju duchowego?
Ten wpis odpowie Wam na wszystkie pytania 🙂
Ale że tak… codziennie?!
Pamiętam, kiedy sam zmagałem się z wcieleniem medytacji do mojego życia. Stwierdzenie, że sprawa nie była prosta byłoby ogromnym eufemenizmem. Miałem swoje powody, żeby nie medytować – mimo iż czynnie zagłębiałem się w coraz głębsze tajniki duchowości. Uważałem, że to nie dla mnie, że nie zgadza się z moim temperamentem, że może zacznę na starość, kiedy już nie będę miał siły na nic innego jak tylko wpatrywanie się w ścianę.
A najczęściej mówiłem sobie, że przecież zacznę od jutra.
Brzmi znajomo?
Oczywiście, nie było też tak, że nie medytowałem wcale. Choć tworzyłem całe stosy powodów, dla których nie muszę tego robić, gdzieś w głębi siebie czułem, że próbuję się oszukać. Przysiadałem więc do medytacji raz na tydzień, albo i na dwa, spędzając na niej od pół godziny do czterdziestu minut, przeświadczony po zakończonej sesji, że OD TERAZ będę to robił codziennie. Cóż, nie udawało się. Dzień później wracały znajome wymówki, ważne sprawy do zrobienia, nieodpowiedni temperament i typ osobowości i przeświadczenie, że przecież całe moje życie jest medytacją, więc po co mam jeszcze siedzieć na poduszce i gapić się w ścianę?
Nowe podejście
Teraz wiem, że byłem w błędzie. Standardowa, siedząca medytacja (choćby w niewielkiej dawce) jest absolutną podstawą dla zdobywania uważności w codziennym życiu. To dzięki niej uczysz się, jak być z sobą samym i dystansować się od treści swojego umysłu. Właśnie dzięki temu, że przez ten krótki czas masz okazję poświęcić całą swoją uwagę temu, żeby po prostu istnieć, w Twoim życiu mogą zadziać się cuda.
Kiedy już medytowałem, byłem strasznie rozdrażniony tym, że nie udaje mi się okiełznać myśli. Czułem, że przegrałem, kiedy kołatały się po mojej głowie przez znaczną większość czasu, przeznaczonego na medytację. Być może to dlatego miałem takie opory przed powtarzaniem tego doświadczenia. Nikt nie lubi przegrywać.
W końcu pewnego dnia dokonałem odkrycia. Tu wcale nie chodzi o ilość czasu. O to, ile naliczysz oddechów. Jeden oddech, prześledzony z pełną uwagą potrafi dać więcej niż kilka godzin bezowocnego siedzenia w pozycji medytacyjnej i walki z samym sobą.
Postawiłem więc sobie za cel być całym sobą w tym jednym oddechu. Tym, który biorę właśnie w tej chwili. Postanowiłem, że nie będzie dla mnie istniało nic oprócz niego. Nie ma kilkunastominutowej czy półgodzinnej sesji. Przecież muszę się skoncentrować tylko na czas trwania jednego oddechu. To nic trudnego. Kiedy zacząłem tak do tego podchodzić, sprawy przybrały z goła inny obrót.
Zrozumiałem, że przesadnie długie sesje medytacyjne początkowo mogą przyprawić medytującego tylko o frustrację. Wydłużając czas medytacji zamiast dążenia do poprawy jej jakości, na starcie spisujesz swoją praktykę na straty.
Bazując na tych i wielu innych doświadczeniach medytacyjnych, które udało mi się nabyć na przestrzeni kilku ostatnich lat, spisałem dla Ciebie kilka porad, dzięki którym łatwo i bezboleśnie wcielisz medytację do swojego życia.
Czym tak właściwie jest medytacja?
Medytacja dla początkujących to niezwykle ciekawy temat. Ciekawy głównie dlatego, że rozważając różne drogi wprowadzania wielu osób w świat wewnętrznych przeżyć poznajemy nie tylko swoją własną naturę oraz naturę drugiego człowieka. Poznajemy także przepiękną różnorodność, którą cechujemy się jako ludzie.
Podobnie jak nie ma dwóch identycznych istot ludzkich – tak też nie ma na świecie dwóch identycznych definicji medytacji. Każdy praktykujący ma swoje własne rozumienie tego procesu, które z biegiem czasu ewoluuje i przybiera wciąż nowe formy. I tak dla jednej osoby może ona być znakomitym sposobem zrelaksowania się po dniu ciężkiej pracy, a dla kogoś innego wielkim wysiłkiem, związanym z walką z rozgadanym umysłem.
Kolejny praktykujący będzie widział w medytacji sposób na dokonywanie gruntownych zmian w swoim wnętrzu i osiąganie rzeczy, które bez pełnego opanowania zgiełku w swojej głowie nie byłyby możliwe. Mówimy tu o takich zdolnościach jak choćby sztuka natychmiastowej manifestacji czy telekinezy – przenoszenia niewielkich przedmiotów samą siłą umysłu. Oczywiście – przy bardzo dużej dozie determinacji i latach intensywnej praktyki może być to możliwe – ale nie wybiegajmy jeszcze tak bardzo w przyszłość 🙂
Motywacja to podstawa!
Każdy z powyższych modeli postrzegania medytacji ma w sobie ziarnko prawdy. Z każdego z nich po trosze będziemy korzystać, rozpoczynając naszą przygodę – dlatego też już na samym wstępie warto spisać na papierze swoje główne motywacje. Wszystko to, co sprawia, że chciałbyś zagłębić się w świat medytacji. Może to być na przykład:
- Osiągnięcie wewnętrznego spokoju i opanowania emocji
- Uspokojenie myślowego zgiełku
- Głębsze zapoznanie się z prawdziwą treścią Twojego umysłu
- Poznanie i modyfikacja podświadomych przekonań, blokujących Twój rozwój
- Stworzenie swojej własnej, unikalnej drogi rozwoju osobistego i duchowego
- Bardziej świadome, zdrowe i szczęśliwe życie
- Zdobycie emocjonalnej niezależności względem świata zewnętrznego
- Odnowienie swojej więzi ze źródłem
Oczywiście – to tylko kilka przykładowych motywacji, które pomogą Ci przy wypracowywaniu sobie nawyku codziennej medytacji. Jeżeli czujesz, że naprawdę chciałbyś uczynić ją częścią swojej codzienności, pamiętaj, żeby potraktować ją jako jeden z dobrych nawyków, który będziesz konsekwentnie wcielać w swoje życie.
Medytacja – sztuka kreowania nowego nawyku
Jedno jest pewne – z medytacją żyje się lepiej niż bez niej. Ale będziesz potrzebował czasu, żeby w pełni ją docenić. To tak jak z bieganiem albo chodzeniem na siłownię – na początku zrobisz naprawdę wiele, żeby tego uniknąć i znaleźć bardzo ważną rzecz do zrobienia zamiast kultywowania swojego nowego nawyku. Ale po czasie, kiedy już stanie się to naturalną częścią Twojej codzienności – okaże się, że dzień bez medytacji jest jakiś taki… pusty.
Z pewnością zdarzą się dni, w których uznasz, że Ci się nie chce, jesteś zbyt zmęczony, albo spóźnisz się na bardzo ważne spotkanie. To normalne. Żeby tego uniknąć i zminimalizować prawdopodobieństwo odpuszczania sobie kultywacji kształtowanego nawyku, przestrzegaj kilku prostych zasad (które z powodzeniem możesz zastosować do każdego innego zwyczaju, jaki będziesz chciał wcielić w swoje życie):
Nie szarżuj z czasem
Początkowo umów się z samym sobą, że Twoje sesje będą trwały nie więcej niż 10 minut. Taka ich długość pozwoli Ci odczuć różnicę w codziennym funkcjonowaniu i zarazem odbierze większość wymówek, związanych z niedostateczną ilością wolnego czasu. W żadnym wypadku nie przekraczaj wyznaczonego sobie czasu medytacji – choć w pierwszych dniach ustalania nowego nawyku z pewnością pojawi się taka pokusa. Nadmierna ambicja na początku drogi to najkrótsza droga do zarzucenia nowo powstającego nawyku.
Stwórz swój własny, mały rytuał
Tutaj nie trzeba niczego wielkiego. Wystarczy, że na czas medytacji zapalisz przed sobą świeczkę lub kadzidełko. Dzięki temu Twoja sesja nabierze nieco wyjątkowości, która sprawi, że z przyjemnością będziesz do niej wracał.
Bądź konsekwentny
Zobowiąż się wobec samego siebie, że przez kolejne 30 dni będziesz bezwzględnie stawiał się na swojej pięciominutowej sesji medytacyjnej . Jeśli zaśpisz do pracy i nie uda Ci się odbyć porannej sesji, nadrób ją wieczorem. I nie pozwalaj sobie na przerwanie swojego ciągu przed upływem miesiąca. Dzięki temu ustabilizujesz w swoim umyśle medytację jako część swojej codzienności – stopniowo będzie się ona stawała coraz bardziej naturalną i oczywistą częścią Twojego dnia.
Ustal najbardziej dogodny moment dnia
Zadecyduj o jakiej porze dnia (a najlepiej konkretnie o jakiej godzinie) będziesz medytował i trzymaj się tego. Jeśli trzeba – ustawiaj sobie budzik na pięć minut wcześniej niż do tej pory, żeby nie musieć się martwić ewentualnym spóźnieniem do pracy, szkoły lub w jakiekolwiek inne ważne miejsce.
Daj sobie czas!
Podejmujesz się naprawdę wielkiego wyzwania. Początkowo pogratuluj sobie samego faktu siedzenia przez pięć minut w pozycji medytacyjnej i próby koncentrowania się na swoim oddechu – to już bardzo dużo. Niech myśli sobie szaleją – gdybyś zatrzymał całkowicie ich potok choćby na kilkadziesiąt sekund, mógłbyś uważać siebie za istotę bliską oświecenia. A póki co aż tak wysoko nie mierzymy 🙂
Nie oceniaj swoich rezultatów
Nie oceniaj tego, jak postępuje Twoja praktyka medytacyjna tylko po tym, co Twoim zdaniem dzieje się w jej trakcie. Często może Ci się wydawać, że sesja była bezowocna aż do momentu, kiedy łapiesz się w codziennym funkcjonowaniu na tym, że w pewien nieokreślony sposób widzisz i odczuwasz więcej. Pozwól swojej medytacji być taką, jaka jest. Jeśli jest hałaśliwa – bardzo dobrze. Te myśli kotłowały się w Twojej głowie przez całe Twoje dotychczasowe życie. Daj im czas, żeby wybrzmiały.
Najpierw działaj
Kiedy skończysz – możesz się zastanowić, czy Ci się chciało.
Jeśli już zdarzy Ci się pominąć swoją sesję jednego dnia to po prostu zauważ, że tak się stało i następnego dnia rób swoje. Bez dramatów, rozdzierania szat i straszenia samego siebie ogniem piekielnym. Bądź dla siebie dobry! Ale nie pozwól z drugiej strony, żeby dopadło Cię rozleniwienie i odpuszczanie sobie sesji albo skracanie ich czasu trwania. Zasada złotego środka to podstawa.
A przede wszystkim – pamiętaj, że medytacja to nic spektakularnego. Nie spodziewaj się wielkich objawień i mistycznych doznań. Twoim jedynym celem jest pobyć ze sobą i posłuchać swojego oddechu. Tylko tyle i aż tyle. Dzięki zastosowaniu tych kilku zasad będziesz mógł uniknąć frustracji początkującego adepta ujarzmiania rozgadanego umysłu i ustanowić w swoim życiu nowy nawyk, którym będzie słuchanie swojego oddechu. Jeśli słowo medytacja wywołuje w Tobie zbyt ambitne skojarzenia, nazwij swój nowy to w ten sposób, żeby nieco oszukać swój umysł.
Medytacja zen – sztuka prostoty
Trudno mi wskazać lepszą drogę do rozpoczęcia swojej przygody z medytacją niż jej najprostsza forma – czyli medytacja zen. Jest ona medytacją ciszy. Istniejesz w niej tylko Ty i Twój oddech. Koncentrujesz całą swoją uwagę na procesie oddychania, obserwujesz obieg powietrza w Twoim ciele, pozwalasz sobie usłyszeć bicie swojego serca, poczuć przepływ krwi w Twoim organizmie.
Nie modyfikujesz oddechu, po prostu go obserwujesz. Nie oddychasz głębiej, nie zatrzymujesz powietrza w płucach, niczego sobie nie wyobrażasz. Zanurzasz się w tym, co już jest. Jeżeli Twój umysł nawiedzą nieproszone myśli, masz proste metody, które możesz wypróbować, żeby je nieco wyciszyć.
Albo możesz też im się przyglądać z uwagą i zobaczyć, dokąd Cię poprowadzą. W tym modelu medytacji nie ma niczego do osiągnięcia. Niczego z wyjątkiem koncentracji na chwili obecnej, w której posiadasz wszystko, o czym mógłbyś kiedykolwiek zamarzyć.
Medytacja zen w trzech prostych krokach:
1
Usiądź w najwygodniejszej dla siebie pozycji. Rekomendowaną pozycją zazen jest siad na piętach z wykorzystaniem poduszki medytacyjnej. Jest to o tyle komfortowa pozycja, że umożliwia swobodne oddychanie i nie wymaga szczególnej sprawności fizycznej czy rozciągnięcia mięśni, a ponadto jest całkowicie bezbolesna nawet w przypadku dłuższych sesji medytacyjnych.
Poduszkę medytacyjną (lub jakąkolwiek inną, która pomoże Ci podtrzymać ciało w odpowiedniej pozycji) połóż pod pośladkami, pomiędzy stopami. Po prostu taki siad japoński z poduszką pomiędzy nogami dla ułatwienia i stabilizacji ciała. Jeśli uznasz, że tak będzie dla Ciebie wygodniej – stopy możesz skrzyżować. Ze względu na cyrkulację energii w organizmie, zaleca się położenie lewej stopy na prawej. To samo dotyczy splecionych pod pępkiem dłoni.
2
Skoncentruj się na swoim oddechu. Obserwuj go. Jeśli w Twojej głowie pojawią się myśli, obserwuj je. Nie próbuj się ich pozbywać na siłę – pozwól im naturalnie przepłynąć, nie angażując się w ich treść. Potraktuj je jak pociągi, które obserwujesz z zewnątrz, nie wsiadając do żadnego z nich. Jeśli uznasz, że chcesz je nieco wyciszyć – powtarzaj w myślach przy każdym wdechu pytanie: czym jestem?, na wydechu odpowiadając : nie wiem. Możesz to robić zarówno przez cały czas trwania medytacji, jak i przez kilka oddechów. Celem tej metody jest przekierowanie aktywności Twojego umysłu do samego rdzenia Twojego istnienia, które jest ciszą.
3
Po zakończonej medytacji weź długi wdech i powoli przejdź do swojej codziennej aktywności. Próbuj w trakcie dnia jak najczęściej wrócić do stanu spokojnej obserwacji, który udało Ci się wypracować w trakcie sesji medytacyjnej. Ostatecznie to właśnie jakość Twojego umysłu w trakcie codziennych aktywności będzie miała realną wartość w całym procesie medytacji.
To, co dzieje się w trakcie siedzenia w pozycji medytacyjnej jest tylko treningiem przed wyzwaniem, jakim jest zachowywanie uważności w trakcie całego dnia.
Kolejną świetną metodą, wspierającą koncentrację w trakcie medytacji jest pranayama – zestaw technik oddechowych, które pomogą Ci się skupić na chwili obecnej i uspokoić potok myśli. Jeśli chcesz sprawdzić, jak zadziała w Twoim przypadku, najbardziej wygodnym sposobem będzie skorzystanie z darmowej aplikacji na smartfona o nazwie Prana Breath, którą znajdziesz bez problemu w sklepie Androida i Apple.
Wersję Androidową aplikacji znajdziesz tutaj
Wiedziałeś, że mnisi w klasztorach buddyjskich bardzo często medytują tylko godzinę dziennie?
Cała reszta dnia upływa im na dość przyziemnych obowiązkach, takich jak pielęgnowanie ogrodu, przygotowywanie posiłków czy dbanie o porządek w salach świątynnych. Zachowywanie pełnej uważności w trakcie codziennych zajęć stanowi bazową część ich duchowej praktyki.
Do dzieła!
Teraz już wiesz wszystko, czego potrzebujesz, żeby zacząć swoją przygodę z medytacją w przyjemny i owocny sposób. Pamiętaj – Twoim celem przy podejmowaniu się tej praktyki jest radość, objawiająca się w większej uważności i spokoju na co dzień. A większa uważność to więcej przestrzeni na podjęcie decyzji w sprawie swoich reakcji na wydarzenia dnia codziennego.
Moment, w którym jesteś w stanie zdecydować, którym z odwiedzających Twój umysł emocji pozwolisz zaistnieć w świecie. To właśnie chwila, w której medytacja daje Ci prawdziwą moc.
Nie wierz nikomu, kto twierdzi, że żeby zacząć medytować musisz drastycznie zmienić swoje życie i zrezygnować z rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność!
Oczywiście – jeśli utrzymasz swój nowy nawyk przez dłuższy czas, pewne zmiany mogą nadejść. Ale wystąpią one nie dlatego, że będziesz się do czegokolwiek zmuszał. Po prostu sam uznasz, że dodając lub ujmując coś ze swojego codziennego życia poczujesz się szczęśliwszy.
Owocnej praktyki!
Świetny wpis. Dziękuję, Kamil <3 Zaczynam dzisiaj swoje 30 dniowy wstęp do regularnej medytacji.
Super! Życzę wytrwałości ♥