W ostatnim czasie sporo mówi się o tym, co złe, niezdrowe i niekorzystne dla naszego rozwoju. Odrzucamy już nie tylko gluten, kawę, alkohol, mleko i sól, ale coraz częściej całkowicie wycofujemy się z życia w obawie przed śmiercionośnymi bodźcami z zewnątrz, które ugodzą w naszą wrażliwą duszyczkę. Czy rzeczywiście mamy się czego obawiać? Czy osobom, dążącym do duchowego rozwoju nie pozostało nic innego, jak tylko zatrzasnąć się w swojej pustelni i prześlizgnąć w strachu do końca życia w oczekiwaniu na zbawienie po śmierci?
Zastanówmy się przez chwilę nad tym, co dają nam ograniczenia, które narzucamy na samych siebie i sprawdźmy, które z nich rzeczywiście nam służą.
Dlaczego obwarowujemy się zakazami?
Oczywiście – nie jest tak, że rezygnowanie w imię wyższych wartości z niektórych elementów naszego życia nie daje nam pewnego rodzaju korzyści. Jeżeli jesteś osobą pozytywnie nastawioną do wszelkich zmian w życiu, z pewnością będziesz czerpać satysfakcję z nabywania nowych nawyków. Warto jednak mieć się w tym procesie na baczności – bo nawet dokonywanie pozytywnych w naszych oczach zmian może z czasem przerodzić się w destrukcyjne uzależnienie.
Problem pojawia się wtedy, gdy tych zmian jest zbyt dużo. Wtedy, gdy kierowani chęcią jak najszybszego obudzenia Kundalini i osiągnięcia oświecenia, w jednej chwili rezygnujemy ze wszystkiego, co potępiają wielkie duchowe autorytety; odcinamy się od naszych przyziemnych i trywialnych znajomych i rozpoczynamy niemalże ascetyczny żywot w towarzystwie świętych pism i naszych nowych internetowych przyjaciół, którzy podjęli się tego samego zadania.
Trudno będzie nam ocenić w takiej sytuacji swoją faktyczną pozycję z zewnątrz. W naszej opinii będziemy się rozwijać, nawet jeżeli w rzeczywistości okaże się, że z biegiem lat stajemy się po prostu sfrustrowanymi, zmęczonymi wiecznymi wyrzeczeniami dziadami. Umknie nam to, że przez cały ten czas, który poświęciliśmy na „rozwój duchowy”, jedynym efektem naszych działań stało się aroganckie podejście do świata i do tych, którzy nie postępują tak jak my. Biologiczny wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia – możemy popaść w ten stan zarówno w wieku 30, jak i 70 lat.
Jak rozpoznać, że coś poszło nie tak?
Prawdziwa zmiana nigdy nie prowadzi do wewnętrznego konfliktu. Na drodze rozwoju osobistego rzeczywiście zdarzą się momenty, w których zrezygnujesz z niewspółgrających z Tobą działań i zwyczajów. Warto jednak mieć na uwadze prosty fakt, że jeżeli takie zmiany rzeczywiście mają w Twoim przypadku miejsce – to wprowadzenie ich w życie nie wymaga z Twojej strony żadnego wysiłku. Jeśli coś z Tobą faktycznie nie koresponduje, to zwyczajnie, z dnia na dzień, traci dla Ciebie atrakcyjność. Całkowicie i bez żadnego śladu.
Sytuacja robi się nieciekawa, kiedy zmagasz się i siłujesz z realizacją swojego ambitnego planu, w ogóle nie zwracając uwagi na sygnały dochodzące z Twojego ciała. (Mam tutaj oczywiście na myśli delikatne zmiany, takie jak wprowadzenie w życie nowego sposobu odżywiania. Ten wpis nie dotyczy sytuacji, w których zmagasz się z rzeczywistym uzależnieniem. Wtedy rzeczywiście warto się trochę przymusić 🙂 ) Podejmujesz zatem walkę z tym fragmentem Ciebie, który pokierowany radami Twojego guru lub przyjaciół z ezoterycznego forum uwierzył, że ta część Twojej istoty, która lubi napić się rano kawy albo spotkać ze znajomymi w pubie jest zła. Że trzeba ją zniszczyć, spalić na stosie i zlikwidować, bo to właśnie ten nawyk oddziela Cię od upragnionego oświecenia.
Co się dzieje dalej? Jeżeli jesteś osobą wrażliwą na swoje odczucia – po kilku miesiącach zrozumiesz, że zmiana, którą wprowadziłeś w życie była nietrafiona i w żaden sposób nie posuwa Cię do przodu. I wtedy – po prostu przyznajesz się do błędu i wracasz do tego, co Twoim wyrażonym na wyrost zdaniem już z Tobą nie współgrało. Takie chwile to bardzo cenna lekcja wewnętrznej pokory. Są dowodem nie tylko na to, że jesteś ze sobą bezwzględnie szczery, ale też pozwalają Ci na zacieśnienie więzi z Twoją prawdziwą, wewnętrzną istotą. Jeśli jesteś w stanie usłyszeć i respektować swój wewnętrzny głos – to jasny znak, że grasz z samym sobą w jednej drużynie. Warto zatem próbować różnych zmian – jeśli się okaże, że to nie to, wrócisz do swojego centrum mądrzejszy i bogatszy o cenne doświadczenie. Takie chwile są naprawdę wyzwalające.
A co jeśli fałszywa zmiana zagnieździ się na stałe w Twoim życiu?
Ten scenariusz, niestety, zdarza się znacznie częściej. Wprowadzając w życie swoją nazbyt ambitną zmianę zrzeszasz się z ludźmi, którzy mają podobny zamiar lub już dokonali tego, do czego się przymierzasz. Otaczasz się wszystkim, co związane z niejedzeniem cukru, weganizmem i bezglutenowym życiem, a każdą pokusę tłamsisz w zarodku i dusisz w sobie – nawet jeśli odczuwasz ją bardzo intensywnie na kilka lat po podjęciu swojego postanowienia.
Efekt? Owszem – nie robisz czegoś. Co więcej – budujesz lwią część swojej tożsamości na tym właśnie nierobieniu czegoś, atakując jednocześnie – czy to otwarcie, czy też tylko w myślach – ignorantów, którzy nadal oddają się tej okropnej praktyce. Twoje ego wzlatuje pod niebiosa, kiedy tylko możesz publicznie pochwalić się swoim wyczynem, a sam uważasz siebie za istotę, która mogłaby nauczać Buddę, gdyby tylko żył w naszych czasach.
Przecież nie jesz glutenu – masz do tego prawo. Kosztowało Cię to tyle wysiłku, że musisz go sobie w jakiś sposób zrekompensować. Ludzka psychika nie znosi próżni – uzupełnia lub wynagradza sobie w pewien sposób każdy ubytek, którego kiedykolwiek doznała. W tym wypadku tą nagrodą jest podbudowane przekonanie o własnej wartości. Podbudowane na akcie agresji wobec swojego ciała i swojej wewnętrznej istoty. Kupione za cenę małego fragmentu rzeczywistości, który czynił Twój świat odrobinkę lepszym. Dzięki któremu – choć w tak prosty sposób – mogłeś być pełniejszą wersją siebie.
Życzliwe porady – jak na nie reagować?
Nie zabraknie w Twoim życiu sytuacji, w których ktoś z zewnątrz będzie Ci zalecał zrezygnowanie z niektórych rzeczy dla Twojego dobra. Pamiętaj, że każdy z nas tworzy swoją własną historię życia. W jej skład wchodzi nieskończona ilość czynników i zależności, które są tak różne w przypadku każdego człowieka, że nie ma możliwości, żeby w jakikolwiek sposób odnosić doświadczenie jednej osoby do kogokolwiek innego. Być może Twoja duchowa misja – pragnienie Twojej duszy – zawiera doświadczanie określonego wzorca zachowań, który musi zostać przez Ciebie świadomie przetworzony.
Ucinając przed czasem nić doświadczeń pozbawiasz siebie możliwości dostępu do strumienia informacji, który był z nim powiązany. Dotyczyć to może dosłownie każdej – nieważne jak błahej i nieistotnej z racjonalnego punktu widzenia – skłonności. To dlatego często rezygnując z niektórych rzeczy czujemy się, jakby ktoś dosłownie wyrwał nam część naszej duszy. Pozbawiamy się w ten sposób kanału łączącego esencję naszego istnienia ze światem, w którym żyjemy.
Jeśli zatem spotkasz na swojej drodze osobę, która życzliwie, acz stanowczo, będzie Ci sugerować zmianę Twojego sposobu funkcjonowania – podziękuj jej za radę i (o ile nie ma ona zastosowania w Twoim przypadku) idź dalej swoją drogą. Nasz zakorzeniony w tradycji wielkich religii umysł ma nieodpartą tendencję do ulegania zewnętrznym autorytetom i wiary w to, że przestrzeganie narzuconych nam z zewnątrz zasad uczyni nas lepszymi ludźmi. Pora świadomie i z pełnym przekonaniem odciąć od siebie tę ograniczającą tendencję, która nie pozwala Ci w pełni docenić tego, kim naprawdę jesteś.
Przykazania, zakazy i ograniczenia są drogą na skróty, wiodącą donikąd
To proste – nie trzeba nic robić. Wystarczy tylko zrezygnować z kilku rzeczy i już można uważać się za świętego. W prawdziwym świecie nigdzie jednak nie dotrzesz obierając drogę restrykcji. Twoja duchowa podróż zaczyna się i kończy dokładnie w tym miejscu, w którym jesteś. Już jesteś najdoskonalszą wersją siebie – nie możesz niczego więcej osiągnąć. Oświecenie nie jest celem, który można zrealizować. Jeśli chcesz, żeby kiedykolwiek Ci się przydarzyło – po prostu bądź prawdziwy.
Świat nie potrzebuje podróbek, działających ze strachu przed piekłem ani ludzi naśladujących wielkich mistrzów z przeszłości. Oni byli doskonali będąc sobą – Twoim zadaniem jest osiągnięcie mistrzostwa swojego własnego istnienia. Nikt Ci w tym nie pomoże. Nikt nie napisze za Ciebie zasad, których można by przestrzegać. To droga, którą sam musisz dla siebie wytyczyć metodą nieustających prób i błędów. Tak właśnie wygląda rozwój.
Sztucznie zmieniając swoje zachowanie oszukujesz tylko siebie
Ludzie popadali w ascezę od tysiącleci, nie tylko marnując w ten sposób możliwości, jakie daje nam wcielenie się w ludzkie ciało, ale też zanieczyszczając uniwersalne pole energetyczne Świata nikomu niepotrzebnym cierpieniem. Boga nie obchodzi to, co ładujesz na swój talerz i co robisz w wolnym czasie. Nie zbierzesz dodatkowych punktów w wyścigu o oświecenie rezygnując z oglądania ulubionych seriali i chodzenia na pizzę. Twoje cierpienie absolutnie nikomu ani niczemu się nie przysłuży. Zakazywanie sobie czegoś nie jest żadnym osiągnięciem ani zasługą, tylko oznaką słabości i ulegania zewnętrznym, idealistycznym wyobrażeniom.
To nie przejście na wegetarianizm sprawi, że Twoja medytacja wzniesie się na wyższy poziom. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas – pociąg do określonego jedzenia odejdzie sam. Tylko wtedy będziesz mógł poznać rzeczywistą miarę swojego rozwoju. Próbując sztucznie na nią wpływać zachowujesz się jak ktoś, kto chciałby zmierzyć temperaturę swojego ciała przykładając zapalniczkę do termometru.
Sam objaw absolutnie o niczym nie świadczy. Będziesz mógł szczycić się wśród znajomych, że masz 42 stopnie gorączki – ale w swoim wnętrzu sam doskonale będziesz wiedział, jak spowodowałeś uzyskanie takiego wyniku. Przekłamując wskaźniki duchowego rozwoju, takie jak pociąg do określonych rodzajów pożywienia, uniemożliwiasz sobie nie tylko rozeznanie w tym, na którym punkcie swojej podróży właśnie się znajdujesz. Nie pozwalasz też dopełnić się obecnym w Tobie tendencjom, które przy odpowiednim, wolnym od wyrzutów sumienia podejściu, mogłyby naturalnie Cię opuścić szybciej niżbyś się spodziewał.
Zamiast rezygnować – rozświetlaj
Oczywiście – choć pewne produkty spożywcze dają nam przyjemność, część z nich może negatywnie wpływać na kondycję naszego ciała. We wszystkim należy zachować rozwagę – jeśli wiesz, że Twoje ulubione danie jest nieszczególnie odżywcze, ogranicz jego jedzenie do absolutnego minimum. Zrób sobie z tego małe święto. Celebruj każdy kęs, odczuwaj całym sobą wiążącą się z nim przyjemność. Pozwól jej rozpłynąć się po Twoim ciele i uzupełnić je energią witalną, płynącą z samej radości jedzenia.
Jeżeli chcesz pożegnać się z jedną z Twoich niechcianych tendencji – oddawaj się jej z pełną uwagą.
Niezależnie od tego, czy próbujesz rzucić palenie, odstawić cukier czy rzadziej wchodzić na Facebooka. Angażuj każdy fragment swojej obecności w wykonywanie tego, czego porzucenie sprawia Ci największy problem. Bez zadawania pytań. Bez wewnętrznego dialogu. Po prostu obserwuj i bądź w tym doświadczeniu całym sobą. W ten sposób będziesz mógł wielokrotnie przyspieszyć proces doświadczania określonego aspektu rzeczywistości aż w końcu osiągniesz punkt, w którym w naturalny sposób przestanie on być dla Ciebie interesujący.
Jako ludzie dysponujemy potężną mocą przeistaczania naszej rzeczywistości. Jesteśmy w stanie przemienić wszystko to, co niekorzystne w dobro samą tylko mocą naszej uwagi. To, co przyjmujesz fizycznie do swojego ciała nie ma aż tak wielkiego znaczenia jak to, jaką wartość energetyczną nadajesz swojemu posiłkowi poprzez myśli, które żywisz w trakcie jedzenia. Nie jest sztuką rezygnować z każdego fragmentu otaczającego nas świata i uważać się za wielkiego mistrza medytacji z pozycji swojej odosobnionej jaskini. Prawdziwym mistrzostwem jest uświęcanie zwyczajnej codzienności poprzez nieustającą uważność we wszystkim, co robisz.
To w ten sposób jesteś w stanie fizycznie przemienić każdy pozornie szkodliwy aspekt otaczającego Cię świata w prawdziwą pieśń pochwalną na cześć Stwórcy. Korzystając ze wszystkiego, co masz do dyspozycji z intencją nasycenia światłem każdego aspektu Twojego życia. Każdy z nas ma swoją osobistą misję do odegrania na tym świecie. Twoje upodobania są kompasem, prowadzącym Cię do tych fragmentów rzeczywistości, które wymagają Twojej skoncentrowanej uwagi.
Pozwól im, żeby wskazały Ci drogę.
Jestem tu dla Ciebie – w tym miejscu i czasie, który z jakiegoś powodu połączył nasze drogi. Wzbogacaj się, wzrastaj i przekazuj dalej wszystko, co uda Ci się odkryć.
Dzieląc się ze światem swoim sposobem widzenia rzeczywistości dajesz mu największy skarb.
glebia istnienia wyjrzala z tego tekstu – czytajac wydaje sie wszystko takie proste,prawdziwe,lekkie a w codziennym zyciu takie nie jest – aby tak plynac przez zycie latwo i przyjemnie trzeba wejsc na te fale a to juz jest wyzsza szkola jazdy – no coz komu zabraknie odwagi ten sie nie dowie jak to jest na grzbiecie tej fali- bardzo dziekuje ten tekst to taka przyspieszona szkola – czemu nie- trzeba zapic pasy i jazda,pozdrawiam z wdziecznoscia
„Prawdziwym mistrzostwem jest uświęcanie zwyczajnej codzienności poprzez nieustającą uważność we wszystkim, co robisz.” – piękne, mądre, prawdziwe ❤